,,Prędzej się złamię niż zegnę" Choć film ten początkowo nie zapowiadał się na produkcję, która oferuje rozgałęzioną fabułę a nawet sama nazwa, nie stanowiła chwytliwego filaru marketingowego, myślę ,że odwiedzenie kin sprawi, że wiele osób ,tak jak ja, mile się zaskoczy. ,,Trzy Billboardy..." to kreacja nieoszczędna w brutalnych scenach a jednocześnie paradoksalnie mistrzowsko subtelna. Filmowi towarzyszy permanentne uczucie frustracji, które po chwili udziela się też odbiorcy. Wczuwamy się w położenie bohaterów i okazuję się ,że obraz spokojnego miasteczka to tylko przykrywka a dramat ,który jest motywem przewodnim jest jednym z wielu, z którymi borykają się mieszkańcy. Historia filmu skupia się na post-tragicznej teraźniejszości ,a jedynie mały procent stanowią retrospekcje, co cieszy, nie męczy i nadaje tajemniczości bohaterom. Sami musimy rozgryźć portret psychologiczny każdej postaci, a nie jest to proste bo reżyser-scenarzysta Martin M
Nie byli na przechadzce za długo, ale za to długo wystarczająco, ażeby Ben oprowadził Jacka po mieście a ten wykazał lekceważący stosunek do wizji wycieczki turystycznej. Podczas gdy chłopak trudził się by jak najbardziej obrazowo opisać więźniowi miasteczko w dolinie (a nie było to proste zadanie gdyż znajdowali się w prawdopodobniej najbardziej mdłym miejscu na Ziemi ), jego słuchacz ostentacyjnie odwracał wzrok od wskazywanego kierunku lub przystawał przy losowym drzewie i kontemplował chwilę pochłonięty tajemniczymi rozważaniami. Ben przywykł już do osobliwych zwyczajów Jacka zatem po kilku karcących spojrzeniach ,które nie odniosły pożądanego rezultatu ,dał sobie spokój i na znak pogardy przedsięwziął protest ciszy, mając nadzieje ,że to skłoni jego towarzysza do poprawy swego haniebnego zachowania. Kiedy i to zawiodło chłopak w miarę mijającego czasu przeobraził się bezwiednie w cichego kompana nocnej wędrówki doceniając magię bezgłosu w mroku uśpionego miasta. Dotarłszy do
Dni mijały wolno, każdy był taki sam- powitany zachmurzonym niebem, zwieńczony toksyczną nocą. Dni mijały wolno a krew płynęła szybko jak wartki strumień bez początku i końca. Dni mijały wolno, w otępieniu i chaosie wyparcia. Dni mijały wolno.... A Ben poddawał się ich powolnemu prądowi i czekał... Pomiędzy nim a Jackiem nawiązała się nieokreślona, nieinicjowana nić zrozumienia i zgody. Przyzwolenia i akceptacji. Choć żaden nie miał na tyle odwagi by to powiedzieć na głos nie płosząc wątłej nadziei ,czuli, że razem mieli szansę zmienić coś w świecie ,który ich otaczał. Byli oni, przeciwko całej reszcie. Oni. Nie tylko Ben, ale on i Jack. Niedoświadczone wcześniej poczucie bycia częścią małej, acz tak znaczącej wspólnoty dało Benowi coś więcej niż wsparcie i swobodę. Dało mu przeświadczenie o słuszności jego poglądów, w jego umyśle, wcześniej tłamszonym i hamowanym narodziła się myśl ,którą zwykł karmić się w ostatnim czasie jak najsłodszym nektarem- na przestrzeni tych wszystkich l
Komentarze
Prześlij komentarz