Posty

Wyświetlanie postów z 2018

Szare Pelargonie r. VIII Srebrne złoto

Nie byli na przechadzce za długo, ale za to długo wystarczająco, ażeby Ben oprowadził Jacka po mieście a ten   wykazał lekceważący stosunek do wizji wycieczki turystycznej. Podczas gdy chłopak trudził się by jak najbardziej obrazowo opisać więźniowi miasteczko w dolinie (a nie było to proste zadanie gdyż znajdowali się w prawdopodobniej najbardziej mdłym miejscu na Ziemi ), jego słuchacz   ostentacyjnie odwracał wzrok od wskazywanego kierunku lub przystawał przy losowym drzewie i kontemplował chwilę pochłonięty tajemniczymi rozważaniami. Ben przywykł już do osobliwych zwyczajów Jacka zatem po kilku karcących spojrzeniach ,które nie odniosły pożądanego rezultatu ,dał sobie spokój i na znak pogardy przedsięwziął protest ciszy, mając nadzieje ,że to skłoni jego towarzysza do poprawy swego haniebnego zachowania. Kiedy i to zawiodło chłopak w miarę mijającego czasu przeobraził się bezwiednie w cichego kompana nocnej wędrówki doceniając magię bezgłosu w mroku uśpionego miasta. Dotarłszy do

Cena

Obraz
Kiedy ciepła już nie będzie, bo spłoszone chłodem ucieknie ja będę Cię moją miłością nieśmiało co wieczór otulać Gdy światło też zawiedzie bo milcząc w mrok się przerodzi ja krzyczeć będę aż jasność w Twym sercu ciemność odroczy Gdy wokół radość wszelka zamrze i łzy popłyną po twarzy Twej srebrzyste otrę je policzkiem swoim otrę smutki wszystkie A wreszcie kiedy już tylko jedna droga wyjściem Ci się wyda i kiedy upadniesz strapiony czekając na finał Ścieżkę inną Ci wskaże poderwę Cię ja z ziemi choćbym miała sama więdnąć miłość warta ceny

Szare Pelargonie r. VII Tchnienie

Dni mijały wolno, każdy był taki sam- powitany zachmurzonym niebem, zwieńczony toksyczną nocą. Dni mijały wolno a krew płynęła szybko jak wartki strumień bez początku i końca. Dni mijały wolno, w otępieniu i chaosie wyparcia. Dni mijały wolno.... A Ben poddawał się ich powolnemu prądowi i czekał... Pomiędzy nim a Jackiem nawiązała się nieokreślona, nieinicjowana nić zrozumienia i zgody. Przyzwolenia i akceptacji. Choć żaden nie miał na tyle odwagi by to powiedzieć na głos nie płosząc wątłej nadziei  ,czuli, że razem mieli szansę zmienić coś w świecie ,który ich otaczał. Byli oni, przeciwko całej reszcie. Oni. Nie tylko Ben, ale on i Jack. Niedoświadczone wcześniej poczucie bycia częścią małej, acz tak znaczącej wspólnoty dało Benowi coś więcej niż wsparcie i swobodę. Dało mu przeświadczenie o słuszności jego poglądów, w jego umyśle, wcześniej tłamszonym i hamowanym narodziła się myśl ,którą zwykł karmić się w ostatnim czasie jak najsłodszym nektarem- na przestrzeni tych wszystkich l