Szare Pelargonie Rozdział V Oddech
Siedział w ciemności i niemal całkowitej ciszy gdyby nie odgłosy prysznica dobiegające z łazienki. Po chwili drzwi otworzyły się i w progu stanął- przyodziany
jedynie w ręcznik- postawny mężczyzna. Nie wyglądał już na zaniedbanego, a
prawdę o jego przeżyciach zdradzały liczne blizny na torsie i plecach, które
ukazały się Benowi gdy Więzień stanął w świetle księżyca.
-Dawno nie miałem takiego luksusu- westchnął z rozmarzeniem do chłopaka- Dziękuję- dodał
W pokoju panował chłód wpadający wraz z wiatrem przez otwarte na oścież okna, mimo to jednak obcy niewzruszenie stał pośrodku pomieszczenia mierząc Bena badawczym, niepewnym wzrokiem.
-Dawno nie miałem takiego luksusu- westchnął z rozmarzeniem do chłopaka- Dziękuję- dodał
W pokoju panował chłód wpadający wraz z wiatrem przez otwarte na oścież okna, mimo to jednak obcy niewzruszenie stał pośrodku pomieszczenia mierząc Bena badawczym, niepewnym wzrokiem.
-Pewnie jesteś głodny- chłopak wstał i skierował się do
kuchni dając tylko znak mężczyźnie kiwnięciem głowy by ten usiadł przy stole
Był środek nocy i wszyscy mieszkańcy pogrążeni byli we śnie,
wszyscy poza tymi, którzy w nocy widzieli dzień.
Ben postawił przed gościem wszystko co miał, a było tego niewiele- chleb i kilka plasterków sera oraz herbatę.
-Smacznego
Ale mężczyzna nie czekał nawet na tę komendę i rzucił się
wygłodniały na strawę zanim jeszcze talerze dotknęły solidnie blatu. Jadł
złakniony posiłku i rozkoszował się każdym kęsem. Po chwili przystał i uniósł wzrok.
Spojrzał na obserwującego go nieprzerwanie Bena.
-A Ty? Nie jesteś głodny?- spytał z buzią pełną pieczywa
-Nie- odparł beznamiętnie- Co zrobiłeś?
Zaległa cisza. Mężczyzna odłożył jedzenie i wypił bez
pośpiechu wrzącą herbatę.
-Sądziłem, że Jesteście lepiej wychowani. Może się sobie
przedstawimy?- spytał unosząc ponaglająco brwi
W odpowiedzi otrzymał
ciszę i niecierpliwe błądzące po jego postaci, oczy chłopaka. Westchnął, wstał
od stołu i przemierzył dzielący ich dystans siadając naprzeciwko Bena.
-Jestem Jack, miło mi cię poznać- powiedział uprzejmie z
uśmiechem wyciągając rękę w powitalnym geście ,tak, jak mają w zwyczaju
mieszkańcy Miasteczka w Kotlinie.
Ben zignorował ten ruch i ciągnął nieustępliwie.
-Co zrobiłeś, Jack?
-Zabiłem. Zabijałem
Spodziewał się takiej odpowiedzi, chciał się tylko upewnić.
-Na ile cię skazano?
-Dożywocie. Nie pytaj dlaczego, nie pytaj kogo. Bo wiem, że
sam popełniłeś moją zbrodnię wielokrotnie w myślach.
-Ale to nie to samo- zabić kogoś w myślach a w
rzeczywistości- zaoponował Ben- To tylko myśli, są w mojej głowie
-Ah tak?- dopytał mężczyzna patrząc w oczy Bena tak głęboko
jakby chciał wyczytać jego duszę- A czym jest myśl jeśli nie dźwignią?
- Co ty bredzisz? Jakim dźwignią? Czyli cokolwiek pomyślę
okrutnego, mam to wprowadzać w życie? Gdyby tak było każdy by robił co chciał i
byśmy się wzajemnie pozabijali.
- Tak. Dlaczego nie?
Do Bena dotarło jak zepsutą psychikę ma jego gość.
-Dlaczego nie?!- chłopak nie wierzył w absurd pytania,
natomiast Jack zdawał się być ciekawy odpowiedzi- Bo tego wymagają podstawowe
zasady ,nie wiem... moralne chociażby- z tego sfrustrowania zaczął nerwowo
gestykulować, chcąc naprostować skrzywione wyobrażenie obcego- Drugiej osoby
się nie zabija, nie można i już.
-Trzeba być wobec niej dobrym ,tak?
-Tak! Dokładnie!- Ben ucieszył się ,że chociaż jeden slogan
prawości pozostał w umyśle więźnia
-A kto był dobry dla Ciebie ?
To pytanie zbiło go z tropu. Nikt. Nikt, nigdy. Zorientował się ,że pała wyrozumiałością do świata go otaczającego podczas gdy owy świat nigdy nie okazał mu jakiejkolwiek sympatii.
-No właśnie- skwitował- Tak myślałem
-Czyli Twoim zdaniem, mam pozabijać wszystkich którzy nie są
dla mnie dobrzy?
- Pozabijać? Ty popełniasz gorszą zbrodnię niż ja
-Co?!- pojmowanie tego człowieka było dla Bena tak
absurdalne, że aż nie wierzył ,że dobrze słyszy- Przecież ja nic nie robię
-Ja zabiłem, dając upust złości, karząc w moim odczuciu
niesprawiedliwość lub okrucieństwo. Ty za to
tłamsisz w sobie uczucia i odruchy, grasz i udajesz. Może i ja zabiłem ,ale
przynajmniej w zgodzie z samym sobą. Ty bawisz się w teatrzyk, zamiast
zaakceptować to kim jesteś…
-,,To kim jestem’’?- wybuchł nagle- A kim ja jestem?! Kim ja
twoim zdaniem jestem?! Nikt mnie tutaj nie akceptuje, ciebie z resztą też! Jak
mam sobie przyklaskiwać podczas gdy wszyscy naokoło życzą mi śmierci?- wstał i
zaczął machać rękami ze zdenerwowania i bezsilności- Jakie widzisz inne
rozwiązanie , jak nie próba przypasowania się?! Pozabijać wszystkich,tak? Świetny
pomysł! Dam upust swoim emocjom i wyrżnę całe miasto! Tak? Tego byś chciał!?
-Więc chcesz żeby cię zaakceptowali?
-A Ty byś tego nie chciał?- prychnął Ben
-Więc chcesz żeby cię zaakceptowali?
-A Ty byś tego nie chciał?- prychnął Ben
- Heh jesteś żałosny- odpowiedział obcy i wrócił do stołu
żeby dokończyć posiłek kiedy Ben uprzedził go i zamaszystym ruchem odsunął od niego talerz
-Ja?! Za to ty jesteś zwyrodnialcem z wypaczonym myśleniem!
- Za to TY jesteś gościem który zaprosił zwyrodnialca do
domu!- odpowiedział z przekąsem- I kto tu jest głupszy?!
1:0 dla Jacka
-Jak? Jak możesz tak żyć? Wyklęty przez wszystkich
dookoła?!- drążył temat a gdy gość sięgał po odsunięty talerz odepchnął go z
powrotem
-Ehhh- westchnął Jack- Dręczysz się z powodu braku
akceptacji ludzi, którymi gardzisz. Nie widzisz tego, że jesteś wyjątkowy.
Zabijasz w sobie innosć tylko dlatego ,że te pedantyczne kreatury cię nie
rozumieją. W imię czego? Świętego spokoju? Bo masz nadzieję, że Cię przyjmą?
Obaj wiemy ,że to nigdy nie nastąpi, nie ważne co zrobisz. Ile potrzebujesz
rozczarowania i obelg?Nie wystarczy ci już?
Ben nie miał już siły na dalszą dyskusję, tym bardziej ,że
jakaś cząstka jego czuła, że Jack ma rację. Jest żałosny. Użalając się nad sobą
i pokornie znosząc publiczne upokorzenia demonstruje własną słabość. Tym razem
nie oponował gdy więzień sięgnął po talerz z jedzeniem.
-Będziesz spał na sofie w salonie, ubrania są na fotelu
obok. Ja będę w sypialni na końcu korytarza- kiwnął brodą w kierunku białych
drzwi, których kolor wyjątkowo go teraz raził- jakbyś czegoś potrzebował.
Jack zajęty wchłanianiem ostatnich resztek skromnego posiłku
nic już nie powiedział. Ben przyglądał mu się jeszcze chwilę. Obserwował
gwałtowne, łapczywe ruchy, ogromne gryzy i łokcie trzymane na blacie. Za taką
postawę w miejscu publicznym zostałby ukarany mandatem lub nawet publicznym
przekreśleniem. Nie rozumiał tego. Postawa Jacka była dla chłopaka na swój
sposób piękna- szczera i bezprecedensowa. Niewymuszona i naturalna. Przygarbione
plecy, okruszki spadające na nagi tors tak
bezczelnie ,że Ben w pierwszym odruchu by je chętnie sam strzepnął.
Podziwiał Jacka za to ,że jest tym kim jest i nie udaje, może nawet mu
zazdrościł tej swobody. Nagle skarcił się w myślach za to ,że siedzi teraz tak
nienagannie prosto, tak, jak go nauczono, ale nie umiał inaczej.
-Dobranoc- bąknął tylko i skierował się do pokoju odprowadzany
przez mlaskanie i siorbanie.
Wszedł do swojego ponurego pokoju, zdjął brudny kombinezon
,który miał na sobie przez cały ten czas- poplamiony i zakrwawiony. Opatrzył
rany na czole i rękach sycząc przy tym z bólu. Założył piżamę i usiadł na
skraju łóżka patrząc na ścianę naprzeciwko. Siedział. Siedział i milczał
otulony ciszą nocy. Czuł jak myśli błądzą w jego umyśle niebezpiecznie ,tocząc
ze sobą bój czuł, jak dokonuje się w nim przemiana i rodzi bunt. W końcu.
Przygarbił się.
***
Mam nadzieję, że podoba Wam się taki przebieg wydarzeń. Rozmowa która odbyła się między panami ma Wam zasugerować złożoność obu postaci. Żaden z nich nie jest do końca dobry, żaden nie ma racji. Mogliście się próbować utożsamiać z jednym z nich. Chcieć się porównać pod względem swojej filozofii i opowiedzieć po jednej ze stron. Jestem pewna ,że Wam to nie wyszło bo kto z Was chciałby być tak jak Ben- samotny, odrzucony i słaby, cichy by uniknąć odrzucenia z drugiej strony nie sądzę by ktoś z Was dopuścił się kiedyś zabójstwa jak Jack. Sęk w tym ,że w każdym z nas są obie postawy, chodzi o to by znaleźć wypośrodkowanie ,ale nigdy nie popełniać zbrodni Bena- nie możemy się siebie wyrzec.
Nie chcę Was pozbawiać przyjemności rozwikłania zawiłości dialogów i przenośni w książce, których już i tak jest mnóstwo a których czasem mogliście nawet nie wychwycić. Zrobię to na sam koniec i wtedy całość ukarze Wam się w zupełnie innym świetle.
Tymczasem zachęcam Was do refleksji nad rozmowami obu panów, spróbujcie odkryć dzięki temu siebie.
Miłej dalszej lektury <3
***
Mam nadzieję, że podoba Wam się taki przebieg wydarzeń. Rozmowa która odbyła się między panami ma Wam zasugerować złożoność obu postaci. Żaden z nich nie jest do końca dobry, żaden nie ma racji. Mogliście się próbować utożsamiać z jednym z nich. Chcieć się porównać pod względem swojej filozofii i opowiedzieć po jednej ze stron. Jestem pewna ,że Wam to nie wyszło bo kto z Was chciałby być tak jak Ben- samotny, odrzucony i słaby, cichy by uniknąć odrzucenia z drugiej strony nie sądzę by ktoś z Was dopuścił się kiedyś zabójstwa jak Jack. Sęk w tym ,że w każdym z nas są obie postawy, chodzi o to by znaleźć wypośrodkowanie ,ale nigdy nie popełniać zbrodni Bena- nie możemy się siebie wyrzec.
Nie chcę Was pozbawiać przyjemności rozwikłania zawiłości dialogów i przenośni w książce, których już i tak jest mnóstwo a których czasem mogliście nawet nie wychwycić. Zrobię to na sam koniec i wtedy całość ukarze Wam się w zupełnie innym świetle.
Tymczasem zachęcam Was do refleksji nad rozmowami obu panów, spróbujcie odkryć dzięki temu siebie.
Miłej dalszej lektury <3
PS Jeśli macie jakieś pytania, sugestie to kontakt na fb: Ela Majchrzak lub mailowo: individ.eam@gmail.com
Komentarze
Prześlij komentarz